KOMUNIZM – CZYM BYŁ, CZYM JEST, DO CZEGO DĄŻY? – Cz. III

ANALIZA NAJKRWAWSZEJ I

NAJBARDZIEJ TOTALITARNEJ TYRANII

W DZIEJACH LUDZKOŚCI

 

KOMUNIZM STAROŻYTNY

WIZJE UTOPIJNE I STAROŻYTNA MORALNOŚĆ

imperium_romanum_4th_century_ad_by_kuusinen-d87s93p

“CHRZEŚCIJAŃSTWO POZBAWIŁO NAS

OWOCÓW KULTURY ANTYCZNEJ”

FRIEDRICH NIETZSCHE

 

Nim przejdę do utopijnych wątków komunistycznych w dziełach autorów starożytnych, jeszcze kilka słów na temat różnic w pojęciu moralności antycznej a moralności chrześcijańskiej. Bóstwa starożytności przesiąknięte były erotyzmem, szczególnie zaś bóstwa męskie, które w świątyniach miały uwidoczniony męski narząd płciowy, a niektórym wręcz sterczał on niczym strzała. W III wieku naszej ery, chrześcijański biskup Hipolit, odwiedzając pogańskie świątynie Egiptu, stwierdził: “Nie ma takiej świątyni, przed której wejściem nie stałoby odkryte to, co winno być zakryte, wyprostowane ku górze, obwieszone wszelkimi owocami rozrodu. I to nie tylko w najświętszych świątyniach przed obrazami, lecz także (…) przy wszystkich drogach i na wszystkich ulicach i w domach, jako kamień graniczny i pamiątka“. Symbol sterczącego ku górze fallusa, był nie tylko symbolem urodzaju, szczęścia (zarówno domowego jak i publicznego), ale również symbolem radości i szczęścia, oraz nieskrępowanej seksualności. W miejscowości Hierapolis w Syrii, była od czasów greckich (po podbojach Aleksandra Macedońskiego) świątynia poświęcona bogu Dionizosowi, w którym nie było żadnej postaci tego boga, natomiast jako jego symbol, ustawiono cały szereg… sterczących w górę ogromnych fallusów (po pięćdziesiąt metrów każdy). Podobnie prawie wszystkie święta greckie, również związane były z kultem penisa – jak misteria ku czci bogini Afrodyty, czy specjalne święto Ateny, zwane “arretophona“. Nie wspomnę już o świątynnej prostytucji sakralnej, która to nie przynosiła kobiecie ujmy, a wręcz była otaczana szacunkiem (w przeciwieństwie do prostytucji nieświątynnej). 

 

Ale o tym opowiedziałem już dosyć w poprzedniej części, także teraz pragnę odnieść się do tych elementów kultury antycznej, które były zbieżne (a przynajmniej zbliżone) z tradycją i mistyką chrześcijańską. Pisałem już w jednym z poprzednich postów na temat religii helleńskiej, o istnieniu kapłanów Zeusa z Dodony, którzy byli prawdziwymi abnegatami – chodzili boso, a nie myli stóp, cuchnęli potem, a nie myli ciała – wszystko miało służyć umartwieniu ciała, w celu otrzymania wizji zesłanych od boga (bowiem w tamtejszej świątyni przepowiadano przyszłość i często ustawiała się tam długa kolejka wiernych, którzy od “czcigodnych ojców dodońskich” pragnęli poznać swoją przyszłość, a raczej nie tyle od ojców, co od boga, któremu ci kapłani służyli). Tutaj mamy więc pierwszy element zbieżny z późniejszą chrześcijańską ascezą i umartwianiu ciała, w celu osiągnięcia zbawienia duszy. Były to jednak zwyczaje w starożytnej Grecji odosobnione i w dużej mierze niezrozumiałe. Kapłani dydońscy byli akceptowani tylko dlatego, że przepowiadali przyszłość, która miała na nich spływać od Zeusa, dzięki umartwianiu ciała, ale ich zapach powodował że trudno było długo wytrzymać w ich obecności. Pojawiali się też od czasu do czasu, najróżniejsi uzdrawiacze i cudotwórcy, którzy też byli cenieni za swoje usługi, jednak zupełnie niezrozumiali, gdy głosili (jak cudotwórca Epimenides z Krety – który to zaproszony do Aten, trapionych zarazą na początku VI wieku p.n.e., nakazał mieszkańcom, wystawić ołtarz poświęcony: “Bogu Nieznanemu“, który przetrwał do czasów chrześcijańskich i zachwycał się nim w ok. 650 lat później, w swej podróży misyjnej do Grecji św. Paweł apostoł, który miał stwierdzić: “Ateńczycy! Zaprawdę pobożni jesteście, albowiem czcicie Boga o którym nie macie pojęcia, a którego ja przynoszę wam Dobrą Nowinę“. Podobnie czynili Arysteasz czy Abaris). Wszyscy oni zalecali powściągliwość seksualną i otwarcie się na kwestie umacniania ducha, co pomimo szacunku, jakim darzyli ich ludzie, którzy zwracali się do nich z prośbą o pomoc – budziło ich zdziwienie. 

 

bachanalia-3

 

VI wiek p.n.e. to również czas pojawienia się pierwszej greckiej religii mistycznej – czyli orfizmu. Według mitu, Orfeusz (twórca orfizmu), jako syn boga Apollina i muzy Kalliope, odziedziczył po rodzicach talent do śpiewu i poezji. Był wędrownym muzykiem, wyśpiewującym swe pieśni na lirze. Był także autorem “świętych pism“, których rady miały dopomóc człowiekowi w dostaniu się do… Raju. Przypomnijmy bowiem jak wyglądało wyobrażenie starożytnych Greków (a co za tym idzie potem i starożytnych Rzymian), na temat życia pozagrobowego i miejsc, gdzie trafi dusza po śmierci. Otóż Grecy wierzyli, że po śmierci ciała, dusze udają się do podziemnego świata, którym miał władać bóg Hades (jego rzymskim odpowiednikiem był Pluton). Po zgonie, po duszę przybywał bóg Hermes (rzymski odpowiednik – Merkury), który prowadził duszę przez jedno z podziemnych wejść do Hadesu (np. jaskinia lub jakaś szczelina w ziemi). Gdy dotarli do granicznej rzeki Styks, zostawiał dusze same i jeśli wcześniej rodzina lub krewni nie zaopatrzyli (podczas pochówku) zmarłego w jednego obola na dalszą drogę w zaświaty, wówczas ci zmarli błąkali się bez celu po granicznym brzegu rzeki Styks, bez możliwości przedostania się do Raju. Jeśli taką monetę posiadali, płacili nią przewoźnikowi – Charonowi, aby swą łódką przewiózł ich na drugą stronę. Gdy dotarli na miejsce, ukazywała im się imponująca brama Hadesu – Królestwa Zmarłych, na której straży stał ogromny, trójgłowy pies – Cerber, który miał za zadanie pilnować, aby żaden zmarły nie wydostał się z tego świata, oraz… aby żaden żywy do niego się nie przedostał. Idąc dalej, dusza dochodziła do rozstajnych dróg, prowadzących do trzech różnych miejsc. Nim jednak tam dotarli, odbywał się nad nimi sąd, w którym sędziami było trzech mężów: Minos, Radamantys i Ajakos. Orzekali oni o przyszłym losie duszy, na podstawie jej osiągnięć za życia i kierowali w te miejsca, na które dana dusza swym postępowaniem zasłużyła.

 

Najczęściej dusze trafiały na Łąki Asfodeli. Było to szare, piaszczyste miejsce, gdzie dusze ponownie błąkały się bez celu, czekając aż ktoś z żywych wspomoże ich ofiarami i dzięki temu będą mogli przejść dalej. Na Łąki Asfodeli trafiały dusze większości ludzi, bowiem było to miejsce przeznaczone dla tych, którzy w swym życiu ani nie popełnili żadnej zbrodni, ani też nie wykazali się żadnymi cnotliwymi przymiotami – po prostu, żyli sobie raz lepiej raz gorzej i w końcu im się zmarło. Na Łąkach Asfodeli było również jezioro, zwane Sadzawką Zapomnienia (Lete). Ci ludzie mogli już tylko liczyć na modlitwy i ofiary swych żywych krewnych, bowiem picie z Sadzawki Zapomnienia, powodowało że zapominali o swym istnieniu za życia i uważali Łąki Asfodeli za jedyne miejsce ich dalszego pobytu. Natomiast ludzie, którzy dopuścili się strasznych zbrodni lub świętokradztwa, trafiali po śmierci do piekielnej otchłani, zwanej Tartarem. Cierpiały tam najbardziej wymyślne katusze (część z nich wymienia Plutarch w swym dziele: “O odwlekaniu kary przez Bogów” z lat 90-tych I wieku). Można je porównać do cierpień, jakich doznawały dusze w chrześcijańskim piekle. Trzecią zaś grupą dusz, były te, które wiodły życie sprawiedliwe i cnotliwe, byli bogobojni i uczciwi, nikomu nie wadzili i nie powodowali cierpienia. Oni wszyscy szli na Pola Elizejskie – do miejsca wiecznej radości i szczęśliwości (trafiali tam przede wszystkim wszyscy wtajemniczeni w kulty misteryjne, dlatego były one tak elitarne i możliwość uczestniczenia w nich, była niezwykle pożądana). Dusze sprawiedliwych z Pól Elizejskich, mogły pić z Sadzawki Pamięci, co powodowało że nie zapominali oni o swym dawnym żywocie, a nawet więcej, za zgodą Hadesa mieli prawo… ponownie inkarnować fizycznie i jeśli trzykrotnie po śmierci trafili na Pola Elizejskie, wówczas mieli otwartą drogę na Wyspy Błogosławionych. Było to miejsce wiecznej szczęśliwości, znacznie piękniejsze od Pól Elizejskich. Tam władał Kronos. Dusze które tam trafiły, nie musiały już więcej inkarnować fizycznie, bowiem osiągnęli pełnię szczęścia i spełnienia, jaką bogowie nakazali wypełnić ludziom. Tak jeszcze gwoli ścisłości – miejscem granicznym pomiędzy Polami Elizejskimi a Łąkami Asfodeli, był Ereb, czyli miejsce pobytu Hadesa i Persefony, gdzie stała ich monumentalna świątynia, z której panowali. 

 

Tak właśnie wyglądała kwestia życia pozagrobowego dla starożytnych Greków (a potem również i Rzymian). Orfeusz zaś, w swych “świętych pismach” (podobnie jak Prometeusz, który miał obdarzyć ludzkość ogniem), wskazywał ludziom drogę, która wiodłaby ich właśnie ku Polom Elizejskim, gdzie mogliby zaznać szczęśliwego odpoczynku po trudach życia. Orfizm głosił bowiem że ciało jest więzieniem dla duszy. Przeznaczeniem duszy jest więc ciągła nauka i zdobywanie wiedzy, poprzez kolejne inkarnacje, aż do chwili, gdy obejmie ona swe miejsce na Wyspie Błogosławionych. Momentem, który świadczyć miał o utracie chęci do kolejnych wcieleń, miał być fakt umartwienia – czyli wyrzeczenia się ciała za życia. Był to sygnał, że dana dusza osiągnęła już odpowiedni poziom rozwoju duchowego i jest gotowa osiąść na stałe na Wyspach Błogosławionych. Orfizm był też niezwykle zbliżony z późniejszym chrześcijaństwem, w kwestii tzw.: “odpustów” (nie należy tego mylić z tym, co praktykowali papieże jeszcze w XVI wieku, sprzedając odpusty za grzechy ludziom majętnym, którzy bez względu na to czego się dopuścili, mogli sobie po prostu kupić owo papieskie “odpuszczenie grzechów”). Odpusty orfickie, związane były z elementami tajemniczymi, wręcz można powiedzieć magicznymi (swoją drogą, też nie sądzę aby wiele dawały). Poza tym orficy umartwiali swe ciała, unikali spożywania mięsa i jaj, a także noszenia odzieży wełnianej. Cały swój doczesny los, oddawali na łaskę sił wyższych (niekoniecznie rozumianych ściśle jako – bogowie). Swoją drogą należy też jasno powiedzieć, że mimo wszystko – mimo całego tego mistycyzmu i umartwiania, zwolennicy orfizmu uważali że istnieje ogromna różnica pomiędzy kobietą a mężczyzną. Tutaj bardzo blisko im było do koncepcji Pitagorasa (prawdopodobnie on także był orfitą), który twierdził: “Istnieje zasada dobra która stworzyła ład, światło i mężczyznę i zasada zła, która stworzyła chaos, ciemność i kobietę“.

 

6bc78fdc3ad22f384b87b7b78eb8a3eb

 

Orfizm stał się niezwykle popularny w Grecji (przesiąkniętej wcześniej rozbuchaną seksualnością i “kultem fallusa”), po zakończeniu jednej z najkrwawszych wojen w historii Hellady – wojny peloponeskiej (431 r. p.n.e. – 404 r. p.n.e.). Wówczas to nastąpił wysyp najróżniejszych kultów misteryjnych, odwołujących się do ascezy seksualnej i umartwiania ciała. Ludzie zaczęli uważać, że wojna, zaraza, śmierć i niewola, jaka ich spotkała podczas tego konfliktu, jest karą boską, za ich pełne wszelkiego bezeceństwa życie. Był to również okres, w którym w wiek męski wkraczał sławny późniejszy filozof – Platon, dla którego ciało również było więzieniem duszy, a zbawienie człowiek może oczekiwać jedynie dzięki swej wstrzemięźliwości i bogobojności. Nie było to oczywiście nic nowego, jeśli weźmiemy pod uwagę niezwykle srogie zasady, które obowiązywały wszystkich, chcących uczestniczyć w jakichkolwiek misteriach. Najczęściej ludzie, należący do kręgu misteryjnego, to byli albo ludzie majętni, albo arystokratycznego pochodzenia, albo wpływowi, albo też cieszący się innymi przymiotami – np.: umysłu. Dostanie się tam dla kogoś z plebsu, było bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Ludzie mieli bowiem swoje kulty płodności, swoje sterczące fallusy i swoją nieskrępowaną niczym obyczajowość, która powiązana była z kultem witalności, płodności i oczywiście seksualności. Ale ci, którzy należeli do kręgów misteryjnych odrzucali te praktyki. Nie zbliżali się do ołtarzy, jeśli poprzedniej nocy obcowali z kimś cieleśnie (o czym pisze np. Tibullus), przy czym mężczyzna nie mógł się zbliżyć do ołtarzy, jeśli obcował cieleśnie poprzedniego dnia, zaś kobieta jeśli spółkowała w przeciągu ostatnich trzech dni. Nie dotykano także rękoma przedmiotów liturgicznych, jeśli wcześniej dokładnie ich nie obmyto. Krew, szczególnie menstruacyjna była symbolem nieczystości i zepsucia. Jeśli kobieta poroniła, to szczególnie gdy była to majętna lub szanowana rodzina (a także rodziny plebejskie – jeśli tylko było je na to stać), należało dom oczyścić, z “brudu i nieczystości“. Wśród członków kultów misteryjnych, panowała dość ścisłe, choć raczej nierozpowszechniane publicznie przekonanie – że właśnie czystość i asceza, są drogą wiodącą ku ostatecznemu zbawieniu i Wyspom Błogosławionych. Inni mogli się cieszyć sterczącymi fallusami w świątyniach, ale to był głownie plebs, większość z nich i tak trafiała na Łąki Asfodeli (według mentalności członków kultów misteryjnych), niech więc się bawią, póki mają na to czas. 

 

Inną formą ascezy były stowarzyszenia “świętych dziewic“, bardzo rozpowszechnione, w kręgach misteryjnych antycznej Grecji i Rzymu, szczególnie jeśli chodzi o “święte dziewice” Hery, Artemidy, Ateny, Izydy, Heraklesa, Posejdona, Zeusa, Apollina i Dionizosa. Należy stwierdzić że to była kapłańska elita tych świątyń, a kobiety które się tego podejmowały, były czczone jeszcze bardziej niż “świątynne prostytutki”. Mamy więc swoisty dualizm, z jednej strony rozbuchana seksualizacja i promocja “świętej prostytucji”, z drugiej zaś – niezwykle przestrzegana wstrzemięźliwość seksualna wśród młodych kobiet, pełniących funkcje kapłańskie w kolegiach “świętych dziewic” (o Rzymie i kolegium westalek pisać już oddzielnie chyba nie trzeba). Były jednak i męskie formy “świętej ascezy”, a jedną z nich byli wcześniej wymienieni kapłani Zeusa z Dodony (którzy odstraszali samym swym wyglądem, nie mówiąc o zapachu), ale także chociażby kapłani bogini Kybele. Był to swoisty kult, w którym mężczyźni pełnili swoje role w kobiecych szatach, a procedurą przyjęcia do tego kolegium, była… kastracja. Mężczyźni byli odurzani specjalnym napojem, który powodował halucynacje (jakiś narkotyk), w wyniku którego wpadali w trans w którym namawiano ich by sami  pozbawili się męskości, a potem (jeszcze w trakcie działania tego narkotyku), biegali po mieście z własnym fallusem w dłoni w opętańczym szale. Gdy narkotyk przestawał działać, należało ranę opatrzyć, aby uniknąć wykrwawienia. I tak odtąd wykastrowani mężczyźni w kobiecych szatach pełnili swe funkcje przy ołtarzu bogini Kybele. Tak to właśnie wyglądało, jeśli chodzi o kwestię starożytnej obyczajowości, przed nastaniem epoki chrześcijaństwa. Teraz jednak przejdźmy do pierwszych (utopijnych), twórców antycznego komunizmu. 

 

689897fde7fa9f803c568ac86eb91106

 

Po raz pierwszy wzmiankę o “Złotym Wieku Ludzkości” (na którym obcowali współcześni komuniści, twierdząc że ich celem jest powszechne szczęście i dobro ludu pracującego miast i wsi), odnaleźć można w twórczości Hezjoda (VIII – VII wiek p.n.e.). W swym dziele: “Prace i Dnie“, opisywał on mityczny okres ludzkości, w którym wszyscy mieli po równo i każdy mógł sprawiedliwie korzystać z owoców swej pracy. Był to też czas powszechnego pokoju i szczęścia, w którym wszystkim ludziom żyło się dobrze. To był prekursor idei “powszechnego szczęścia ludzkości”, potem przez długi okres nikt z antycznych twórców się do tego nie odwoływał, aż do czasów Platona (IV wiek p.n.e.), który w “Państwie” (napisanym ok. 380 r. p.n.e.) wkłada w usta swego nauczyciela – Sokratesa takie oto słowa: “Różnice majątkowe dają zwykle początek niezgodzie na to samo znaczenie i użycie słów “mój” i “nie mój“. Rozszerza tę teorię również w “Prawach” (373 r. p.n.e.), gdzie pisze: “Nie ma miejsca na prywatne i osobiste rzeczy, nawet te, które z natury swej są osobiste, jak oczy, uszy i ręce, staną się wspólne i w przedziwny sposób będą widzieć, słyszeć i działać wspólnie, a wszyscy mężczyźni z tych samych powodów wspólnie wyrażać będą pochwały i dzielić poczucie winy oraz doznawać radości i smutku“. Był to jednak w dużej mierze głos odosobniony, gdyż już nawet uczeń Platona – Arystoteles (który potem sam kształcił Aleksandra Wielkiego) twierdził że źródeł społecznej nierówności i niezgody pomiędzy ludźmi nie należy szukać w samych dobrach materialnych i istnieniu własności prywatnej, ale w ludzkiej naturze, która wytwarza pragnienie ich posiadania, a przez to powoduje konflikty na linii posiadający – nieposiadający. To nie bowiem same dobra powodują konflikty, ale ogromne pragnienie ludzkości do ich posiadania, zresztą Arystoteles słusznie twierdził, że więcej konfliktów powstaje w społecznościach, które posiadają wszystkie rzeczy wspólne, niż w takich w których istnieje własność prywatna. I to był było na tyle, jeśli chodzi o twórczość antyczną, związaną z tzw.: komunizmem utopijnym. No może jeszcze warto wymienić tutaj postacie Wergiliusza (70 r. p.n.e. – 19 r. p.n.e.) i Owidiusza (43 r. p.n.e. – 18 r.), którzy również nawiązywali do hezjodowego “Złotego Wieku Ludzkości” – jako epoki powszechnego szczęścia, ale nie wnieśli do tej tematyki nic oryginalnego.

 

BYLE BYŁO TAK ŻE CZŁOWIEK BARDZO CHCE…

 

PS: W KOLEJNEJ CZĘŚCI KONTYNUUJEMY PROCES UPADKU KOMUNIZMU UTOPIJNEGO, POPRZEZ KSZTAŁTOWANIE SIĘ CHRZEŚCIJAŃSKIEGO MISTYCYZMU

 

CDN

Standard

KOMUNIZM – CZYM BYŁ, CZYM JEST, DO CZEGO DĄŻY? – Cz. II

ANALIZA NAJKRWAWSZEJ I

NAJBARDZIEJ TOTALITARNEJ TYRANII

W DZIEJACH LUDZKOŚCI

 

stalin

 

 

Temat, który podjąłem się tutaj opisać wbrew pozorom wcale nie jest łatwy. Komunizm bowiem, jako ustrój totalitarny co prawda ujawnił się w całej swej grozie w 1917 r. w Rosji, w latach 1944-1945 w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej, zaś od ok. 1968 r. w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Co prawda jego ekspansja była stopniowa, lecz wcale nie kroczyła ona ze Wschodu na Zachód, bowiem komunizm wschodni, był zupełnie inny od zachodniego (który – co bardzo ważne i co należy pamiętać – wciąż jest ideologią dominującą w państwach Europy Zachodniej i USA). Komunizmów w dziejach świata było wiele, ale wszystkie sprowadzały się do jednego – całkowitej kontroli społeczeństwa, wprowadzenia kontroli mediów, oraz powstania aparatu przymusu, który ma kontrolować nad całością i stabilnością tego ustroju. Zauważcie jak różnie bywa postrzegany (na Zachodzie Europy), komunizm i nazizm – jak inaczej się mówi o tych dwóch totalitaryzmach. Hitler jest postrzegany jako twórca wszelkiego możliwego zła, jakie pojawiło się na ziemi i często aby obrazić przeciwnika politycznego (czy też intelektualnego), stosuje się “reductio ad hitlerum“, czyli sprowadzanie “niepostępowych” poglądów do nazizmu, faszyzmu czy rasizmu. Natomiast Józef Stalin, który wymordował znacznie więcej ludzkich istnień niż Hitler, jest postrzegany w akademickich i politycznych kręgach Zachodu, co prawda jako zbrodniarz (no tego ukryć ani temu zaprzeczyć nie mogą), no ale przecież – jak ostatnio stwierdził pewien włoski polityk – “on chciał dobrze”. 

 

Śmieszy mnie ta naiwna głupota współczesnych “elyt” intelektualnych Europy, gdyż tak sformułowana wypowiedź, świadczy o braku elementarnej logiki. Bo jeśli założymy że Stalin “chciał dobrze“, to dlaczego nie możemy założyć że “dobrze” chciał również Hitler? Przecież i jeden i drugi chcieli bardzo dobrze – Stalin pragnął rozszerzyć komunizm na cały świat (a przynajmniej na całą Europę) i podporządkować wszystko swej władzy, Hitler pragnął przecież tego samego – czy więc w ich założeniu jeden i drugi pragnął czegoś złego? Nie, oni chcieli dobrze … dobrze dla siebie. Ale człowiek który wypowiada takie słowa, potwierdza jedynie tezę, że jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to lepiej siedź cicho i udawaj głupiego, niż powiedz coś głośno i … rozwiej wszelkie wątpliwości. Problem jednak polega na tym, że takie słowa wcale nie są dziś w Europie uważane za głupie czy niedorzeczne. One są elementem pewnego kodu kulturowego, który został zaaplikowany społeczeństwom Zachodu i stał się wyznacznikiem ich ideologicznego programowania. I tym właśnie pragnę się tutaj zająć – historią wdrażania totalitarnego (komunistycznego) programowania w umysły ludzi Wschodu i Zachodu. Temat jest mega obszerny (i choć dysponuję ogromnym materiałem badawczym, wciąż obawiam się że czegoś mogę nie dopowiedzieć, lub pominąć), ale jest kluczowy, dla zrozumienia obecnie dziejących się prób tworzenia “nowego człowieka” (już od najmłodszych lat życia) i “nowego świata”. Postaram się opowiedzieć to językiem w miarę przystępnym i zrozumiałym, pragnę bowiem aby ludzie uświadomili sobie z jakim zagrożeniem mają do czynienia (gdyż jest ono o tyle groźne, że … jego oficjalnie nie ma, ono jest bowiem ukryte, niewidoczne dla “zwykłego” zjadacza chleba, dopóty, dopóki totalitarny walec nie dosięgnie jego samego, lub nie upomni się o jego dzieci). Tylko bowiem znając zagrożenie, można je prawidłowo zdefiniować (dlatego też język jest tak ważną bronią i dlatego stosuje się formę totalitarnej kontroli w postaci nowomowy). 

 

Bierzmy się zatem do roboty. Aha, i jeszcze jedno – zarówno komunizm Stalina, jak i nazizm Hitlera to jedno i to samo marksistowskie bagno – to należy sobie uświadomić jeśli chcemy w ogóle przejść dalej.

 

NA TEJ WYSPIE, TEJ WYSPIE ZIELONEJ – ZAUFAŁEM

 

KOMUNIZM STAROŻYTNY

ORAZ RÓŻNICE POMIĘDZY OBYCZAJOWOŚCIĄ STAROŻYTNĄ I CHRZEŚCIJAŃSKĄ

 

the_expansion_of_the_roman_empire_to_ad_117_by_undevicesimus-d7gqo3i

 

Na czym opiera się współczesny komunizm Zachodu? Na … walce o wolność! Tak, właśnie – na walce o wolność. Komuniści cały czas o nią walczą, uniemożliwiając jednocześnie człowiekowi jej realne zdobycie. Jeśli bowiem zniknie cel o który walczymy, to my i nasza idea przestanie być potrzebna, bo ludzie już tego doświadczą – czyli innymi słowy, jeśli mówimy że tworzymy państwo robotników i chłopów i wyzwoliliśmy te dwie, dotąd uciskane klasy społeczne – to realnie musimy całkowicie kontrolować te dwie grupy społeczne i uniemożliwiając im jakikolwiek sprzeciw. Przykład – w Związku Sowieckim, państwie w którym władza szczyciła się tym, że rządzi w imieniu robotników i chłopów – chłop i robotnik to byli niewolnicy, uciskani i kontrolowani. Gorzej – na Ukrainie w latach 1932-1933, Stalin doprowadził do tego, że ludzie zaczęli się tam wzajemnie zjadać (mąż żonę, rodzice dzieci, dzieci rodziców), bowiem odebrał im wszystko, totalnie wszystko co było do jedzenia (pozostawiając jedynie ziemię i korę drzew). Tak właśnie ukarał chłopów, w wyniku czego życie tam straciło … 10 milionów ludzi. DZIESIĘĆ MILIONÓW LUDZI! Czyli więcej niż zginęło Żydów podczas Holokaustu, a mimo to o tym się jakoś nie mówi prawda? Czy można się więc dziwić, gdy po wrześniu 1939 r. i sowieckiej agresji na Polskę, niektórzy z sowieckich żołnierzy, po kilku kieliszkach zaczynali mówić z żalem w głosie: “A myśleliśmy że to wy nas wyzwolicie“. 

 

Dlaczego, gdy Hitler zaatakował Związek Sowiecki, w pierwszych miesiącach zdobył aż tylu sowieckich jeńców (poddawały się całe armie – setki tysięcy a nawet miliony ludzi), a niektórzy wręcz chcieli pomagać Niemcom, jak pewien sowiecki żołnierz, który, gdy trafił do niewoli, chciał się widzieć z niemieckim dowódcą. Gdy powiedziano mu że to jest niemożliwe, stwierdził: “Ja tylko chciałem wskazać dokładne stanowiska obrony, gdyż wasza artyleria ma złe współrzędne, przestrzeliwujecie“. Takich przypadków było mnóstwo, Niemcy byli witani kwiatami i (rzadziej) chlebem, wiwatowano na ich cześć. Zauważcie – do jakiego stopnia upodlenia człowieka doprowadził ustrój sowiecki (marksistowski), że mieszkańcy tych terenów wiwatowali na widok znienawidzonego wroga (demonizowanego w prasie sowieckiej). Hitler był debilem! Przegrał bowiem już wygraną wojnę i to tylko dlatego, że właśnie … sam był marksistą. Wystarczyło bowiem tym wszystkim wynędzniałym, wygłodzonym i potwornie zdeterminowanym w swej nienawiści do komunizmu ludziom, dać broń do ręki i skierować przeciwko bolszewikom, przeciwko Armii Czerwonej. Wojna nie potrwała by dłużej niż miesiąc, całe państwo rozpadłoby się w przeciągu kilku-kilkunastu dni, a Niemcy mogli by tylko kroczyć za tymi nowo powstałymi oddziałami “Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej”, która sama rozerwała by komunistów na strzępy. Z minimalnymi stratami, wojna byłaby wygrana w przeciągu miesiąca (no góra dwóch) i koniec – niemiecka Europa. 

 

No ale marksizm nie pozwolił Hitlerowi na takie właśnie działanie – on bowiem wprowadził swe ideologiczne marksistowskie rasowe przekonania, co powodowało że nie tylko nikogo nie uzbrojono, ale wziętych do niewoli jeńców traktowano gorzej niż zwierzęta, a ludność cywilną zaczęto pacyfikować. W takiej sytuacji, nie mając innego wyjścia mieszkańcy tych terenów doszli do przekonania że co prawda Stalin ich morduje, ale przynajmniej się do nich uśmiecha, zaś Hitler morduje ich z odrazą. Dlatego się zmobilizowali, dając odpór Niemcom i w konsekwencji zdobywając Berlin (przy okazji masowo gwałcąc i mordując niemieckie kobiety). Podobnie jest obecnie w Europie Zachodniej. Tam z braku rewolucyjnych mas (o których pisałem w poprzedniej części), zaczęto mamić młodych ludzi wizją wolności, nieograniczonej wolności seksualnej i wolności od pracy. Przejdę jeszcze do tego i zacznę to po kolei omawiać w kolejnych częściach, teraz jednak jedynie napomknę, że po raz pierwszy z taką myślą (wyzwolenia z okowów pracy i nieskrępowanej wolności seksualnej), wystąpił Paul Lafarque (zięć Karola Marksa) w swym eseju z 1880 r. pt: “Prawo do lenistwa“, znacznie rozwiniętym potem w 1955 r. przez Herberta Marcuse’a w “Erosie i cywilizacji“, oraz w 1958 r. przez Isaiaha Berlina w “Dwóch koncepcjach wolności“. I oto mi właśnie chodzi – o te koncepcje wolności, która w rzeczywistości była nic nieznaczącą utopią. 

 

 

9da238df3141a3f9fd0a1fb0e26ee395

 

Dlaczego? Berlin wyodrębniał bowiem dwie koncepcje wolności – pozytywną i negatywną. Wolność pozytywna to prawo do działania zgodnie z własną wola, a wolność negatywna to niedziałania wbrew własnej woli. Berlin (oczywiście) kładł nacisk na wolność pozytywną, która w jego rozumowaniu była przede wszystkim wolnością do lenistwa i wolnością do … samogwałtu. I tutaj mamy, jak w soczewce uwypuklone wszystkie “wolności” które ofiarowuje nam marksizm ewolucyjny (tzw.: “zachodni“). Prawo do lenistwa – czyli nieposzerzania swej wiedzy, do ciągłej zabawy do nicnierobienia. Natomiast prawo do samogwałtu, jest formą wyzwolenia z okowów cielesności i konwenansów. Ale jednocześnie wszystkie te wolności są jedynie ułudą, nie dają bowiem człowiekowi podstawowej potrzeby, jaką jest konieczność … utrzymania życia. Aby żyć, musimy jeść, aby jeść musimy to jedzenie kupić, aby jedzenie kupić – musimy za nie zapłacić, aby za nie zapłacić – musimy mieć czym zapłacić. Jeśli bowiem nie pracujemy to nie zarabiamy, ergo – nie mamy za co kupić jedzenia, ergo – umieramy z głodu. No ale każdy chce żyć tak, nawet ci, którzy nie pracują, co więc mają zrobić w takiej sytuacji? Jeśli nie ukradną tego jedzenia, to muszą liczyć, że ktoś im je w jakiś sposób ofiarowuje. Ktoś, czyli rząd, państwo. Jeśli państwo im ofiarowuje jedzenie (nawet jeśli tylko w formie podstawowej, umożliwiającej przeżycie), to oni będą takie państwo i taki ustrój popierać. Bo dzięki temu będą mogli skupić się na zaspokajaniu innych przyjemności. Człowiek w tym wypadku realnie zostaje sprowadzony do roli … małpy, której jak się da banana i każe zrobić fikołka, to on to zrobi, bo wie że za to dostanie banana. Czyli mamy już kontrolowane przez nas masy, możemy wprowadzać marksizm drogą demokratyczną, bo ludzie nawet nie zauważą, jak staną się małpami, którym nie tylko za “banana” każe się zrobić fikołka, ale w ramach indoktrynacji – odbierze się dzieci, wtrąci do więzienia, upokorzy, pozbawi możliwości funkcjonowania w społeczeństwie. I to jest właśnie “nasz” (a raczej – wasz) zachodni marksizm.

 

Ale po co o tym piszę i jaki to ma związek z tzw.: “komunizmem starożytnym” (jeśli można go tak nazwać?). Otóż związek jest kluczowy, szczególnie jeśli chodzi o kwestię mentalności i “obyczajowości erosa”. O co chodzi? Na początku pokrótce pragnę wyjaśnić, że w starożytności istniał bardzo spolaryzowany podział społeczny – byli królowie, wielcy panowie, posiadacze ziemscy, byli mieszkańcy miast, bogaci kupcy, była też wiele ludzi ubogich, a nawet cierpiących głód. Byli w końcu niewolnicy, którzy pozbawieni jakichkolwiek praw – jako “mówiące przedmioty”, należące do swych właścicieli – mogli liczyć tylko i wyłącznie na ich względy i marzyć o wyzwoleniu z ręki pana bądź pani (co oczywiście zdarzało się bardzo rzadko, gdyż np. w Rzymie wprowadzono specjalny podatek “od wyzwolenia niewolnika“, który wielu ludzi odstręczał od tej myśli). Czyli podział był jasny i jasno sprecyzowany – niewolnik to przedmiot i to zarówno na tym świecie, jak i w Zaświatach (tam też bowiem nie mógł się równać swemu panu). Mistyka chrześcijańska wprowadziła tutaj pewną kluczową zmianę. Co prawda chrześcijanie akceptowali fakt, że na tym świecie istnieje niesprawiedliwość społeczna i podział na panów oraz niewolników, ale (co bardzo ważne) głosili że po śmierci wszyscy ludzie są sobie równi, więcej że w Niebie ci, co teraz rządzą i prześladują swych poddanych czy niewolników – zostaną ukarani, zaś ci prześladowani uzyskają Zbawienie w oczach Boga. Przecież to Chrystus powiedział: “Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogacz wejdzie do Królestwa Niebieskiego“. I to była prawdziwa rewolucja mentalna, ale nie tylko w kwestii poza-fizycznej, lecz również … seksualnej.

 

Starożytność to plaga rozpasanej seksualizacji widocznej często gołym okiem. W Rzymie kobiety nosiły naszyjniki w kształci męskiego fallusa (zakładano je nawet dzieciom, aby … chronić je od złych spojrzeń). Chłopi na polach stawiali fallusy wyciosane z drzewa, aby zapewnić sobie urodzaj na przyszły rok. W Rzymie zaś była nawet świątynia boga Tutunusa, który występował pod postacią … męskiego członka i któremu kapłanka i towarzyszące jej dziewczęta, codziennie przywdziewały w białą togę, namaszczały olejkami, po czym przystępowały do składania darów i ofiar. Często taki akt “religijny” kończył się zbiorową masturbacją kapłanek. Istniały też oficjalne kolegia bachtanów, celebrujące kult fallusa i masturbację. Mało tego, nawet piekarze i cukiernicy wypiekali bułeczki i ciasteczka w kształcie fallusów, kobiecych piersi lub wagin (jak to miało miejsce w Pompejach). Święta rzymskie również były naznaczone erotyzmem i pijaństwem – najbardziej Luperkalia i Dionizje). Oczywiście nie wszyscy jej ulegali, prawo a nawet obyczaj sugerował znaczną powściągliwość seksualną, jednocześnie dowodząc że świadczy to o wartości i szlachetności człowieka (chodziło o różnicę pomiędzy człowiekiem z plebsu a arystokratą, który musiał – przynajmniej oficjalnie – stanowić wzór cnót obywatelskich, takich jak: pobożność, wierność, poważanie, chwała, godność i cnota – co świadczyć miało o mierze wartości Rzymianina, który pragnął wejść do senatu i dostąpić innych godności, by służyć ogółowi (“res publica“) i bronić potęgi oraz wielkości swego ludu (“maiestas populi romani“). Dobro ludu ma być dla niego najwyższym prawem (“salus populi suprema lex“). Oczywiście wiadomo jak było w rzeczywistości, a senatorowie czy arystokraci niczym nie różnili się od innych ludzi – no może tym że mieli większa możliwość realizacji swych erotycznych fantazji.

 

THE BEST DOMINA

 

Masturbacja (czyli owa “wolność” Isaiaha Berlina w postaci samogwałtu), był powszechny, a masturbowali się oczywiście wszyscy – mężczyźni, kobiety, arystokraci, plebejusze, niewolnicy, nawet … dzieci (były za to kary, często wymierzane przez nauczycieli w postaci rózeg na tyłek). Nie wszystkim się to jednak podobało, a prawo ograniczało seksualną samowolę (głównie kobiet). W czasach rządów cesarza Klaudiusza (41-54 r.), wprowadzono ustawę, zakazującą rzymskim damom sypiania z niewolnikami, co swoją drogą wywołało ciekawe spory, bowiem część niewiast zaczęła protestować przeciwko temu prawu, twierdząc że: “Moje ciało należy do mnie” (swoją drogą organizacje feministyczne jakie pojawiły się w Rzymie, to też ciekawy temat na oddzielny post). Prawa jednak nie cofnięto, a mężczyzna przyłapawszy swą połowicę na seksie z niewolnikiem, mógł ukarać według własnej woli (nie mógł jej jednak pozbawić życia). Ciekawym miejscem do wspólnych erotycznych zabaw, bywały rzymskie łaźnie i choć był podział na część męską i kobiecą (ale nie we wszystkich termach, jedynie w tych największych), to jednak spotykano się w przebieralniach (aby uniknąć tej niekomfortowego sytuacji, wyznaczano pory dnia, kiedy mogli kąpać się mężczyźni a kiedy kobiety – ale nie wszędzie tak było i nie w każdej łaźni). Poza tym, co też ciekawe – kobiety płaciły (za luksusową łaźnię) … dwa razy więcej niż mężczyźni (były też oczywiście i łaźnie darmowe dla plebsu, ale o znacznie mniejszym standardzie i w ogóle nie godziło się aby arystokraci obcowali z plebsem – no chyba że potrzebni byli w zbliżających się wyborach), no chyba że … przyszły z dziećmi, wówczas nawet w płatnych łaźniach miały wstęp darmowy, podobnie jak i żołnierze – dla których wstęp był zawsze wolny.

 

W termach też (głównie na drugim piętrze budynku), mieścił się dom publiczny (łaźnie w większości to były prywatne budynki, gdzie właściciel czerpał część dochodów wynajmując miejsce prostytutkom, lub sam umieszczał tam swoje niewolnice), gdzie można było od razu po kąpieli skorzystać z usług tamtejszych prostytutek. Często zdarzało się że dochodziło do pomyłek i niektórzy brali damy, które przyszły się wykąpać, a nosiły nader jaskrawe suknie – właśnie za prostytutki. Ale ludzie przychodzili do łaźni całymi rodzinami (niekiedy nawet z niewolnikami), żeby się zrelaksować i zabawić (organizowano uczty w wodzie dla majętnych Rzymian). Bardzo przestrzegano też higieny (szczególnie w płatnych termach), gdzie kilkakrotnie w ciągu dnia zmieniano wodę (rano, południe i wieczór). Były też specjalne rady (spisane przez Owidiusza) dla mężczyzn, jak choćby taka: “Pamiętaj czyścić paznokcie“, “Oddech musi pachnieć mile” itd. i dla kobiet: “Najpiękniejsza z kobiet gaśnie jeśli zabiegów nie czyni dokoła swej toalety“. Mimo to nie wszystkim podobała się taka dbałość o ciało, czego wyraz dał Seneka, twierdząc że to prowadzi do feminizacji mężczyzn, pisał bowiem tak: “Stąd widzę jasno, że ludzie byli dawniej bardzo brudni. Jak myślisz, czym oni wonieli? Wojaczką, pracą, męskością!“. Senekę denerwował również gwar, wydobywający się z łaźni, tak pisał: “Mieszkam nad samą łaźnią. Wyobraź sobie teraz wszystkie odmiany hałasu, które mogą doprowadzić do znienawidzenia swych własnych uszu (…) ćwiczą się bezustannie i miotają obciążonymi ołowiem rękami (…) przyjmując owo plebejskie namaszczenie ciała (…) Gdy zaś dojdzie do tego gra w piłkę i gdy gracz zaczyna liczyć swe celne strzały, wtedy już koniec. Dodaj jeszcze kłótliwych ludzi (…) Dodaj i tych, którzy wskakują do basenu, powodując nadzwyczajny szum rozpryskującej się wody (…) wyobraź sobie wyrywacza włosów spod pach, który (…) wydobywa co chwila głos cienki a skrzypiący i nigdy nie milknie (…) a do tego (…) sprzedawcy napojów, sprzedawcy kiełbasek i ciastek …” W drugim wieku w płatnych termach sprzedawano również lody, które przypominały nam współczesne.

 

z20194017vtermy-rzymskie-skladaly-sie-z-basenow-lazni-parow

 

W takich właśnie łaźniach spotykali się ludzie i często dochodziło do zbliżeń. W Herkulanum zachowało się graffiti, które sporządził pewien bywalec term, a brzmi ono tak: “Byli tu dwaj kompani i trafiwszy na potwornego łaziebnego imieniem Epafroditus, w sam czas wyrzucili go na zbity pysk na bruk. Potem z największą rozkoszą strwonili 105 i pół sestercji na ruchanie“. Ludzie przychodzili tam z reguły po południu (rano kąpali się głównie niewolnicy) i zostawali do nocy, co stanowiło nie lada frajdę (było ciepło, można było mile spędzić czas, a poza tym opłata była jednorazowa i można było siedzieć aż do zamknięcia łaźni, a kobiety z dziećmi – jak już wspomniałem miały darmowe wejście) dla człowieka, który, jak pisze Pliniusz Młodszy: “nie ma ochoty rozpalać paleniska w swojej własnej” (miał tutaj na myśli swoją własną łaźnią, jaką posiadał w swej willi Laurentyna nieopodal Rzymu. Nie wszyscy jednak mogli cieszyć się takimi udoskonaleniami i większość Rzymian wracała nocą do swych ciasnych, czynszowych budynków, po to tylko aby się przespać). Pięknie życie codzienne Rzymianina opisał w swej fraszce poeta Marcjalis: “Co ja się z tobą namęczę, nabiedzę. Stoję – ty czytasz, i czytasz gdy siedzę. Lecę – ty czytasz, sram – czytasz z zapałem. Zmykam do łaźni – pędzisz za mną cwałem. Rzucam się w wodę – ba, pływać nie mogę. Na obiad śpieszę – zastępujesz drogę. Spocznę przy stole – wnet płoszysz z siedzenia. Zdrzemnę się strudzon – ty budzisz z uśpienia“. Ów Marcjalis pozostawił też pewną opowiastkę o sobie i kobiecie którą spotkał w łaźni imieniem Gallia. On proponuje jej aby rozebrała się do naga, nim wejdzie do wody (niekiedy kobiety kąpały się w tunikach kąpielowych). Komplementuje ją i zaprasza by popływała z nim, ta jednak odmawia, na co on: “się nie boisz, że ja bym cię nie zadowolił?“. W innym przypadku, kobieta której proponuje stosunek, godzi się na to, ale nie zamierza mu się pokazywać naga w łaźni, co powoduje że Marcjalis pogrąża się w myślach czy nie posiada żadnego defektu i czy: “jej piersi zwisają jak dwa smutne flaki, czy brzuch zdradza niechybne starości oznaki?” po czym na zakończenie dodaje: “A może, co gorsza, jest piękna nawet gdy goła i ma tylko jedną wadę – fioła“.

 

68588843_review105p10_8030c

 

Nie wszystkim jednak (o czym wspominałem) takie seksualne rozpasanie się podobało, niektórzy pragnęli uwolnić się od tego, jak stary Owidiusz, który wreszcie z dumą donosi: “Nareszcie pozbawiłem się tego jarzma i mogę żyć spokojnie, mój kutas już nie staje“. Rodzące się chrześcijaństwo było również odpowiedzią na ową niekontrolowaną seksualizację wszelakiego życia i choć chrześcijanie (zarówno ci starożytni jak i późniejsi – średniowieczni), również nie pozbawiali się uciech cielesnych, to jednak nie stanowiło to sensu ich życia. Sensem stało się zbawienie duszy, czyli przestawienie torów na kwestie duchowości (oczywiście wciąż bardzo materialistycznej, ale jednak był to duży postęp obyczajowy – prawdziwa rewolucja). Tę rewolucję najpierw próbowano zatrzymać w czasach renesansu (powrót do starożytności – łącznie z jego seksualnym rozpasaniem), a potem w czasach rodzącej się filozofii komunizmu ewolucyjnego.

 

ŚWIĘTY AUGUSTYN – OJCIEC KOŚCIOŁA

PS:  W KOLEJNEJ CZĘŚCI PRZEJDĘ JUŻ DO BARDZIEJ SZCZEGÓŁOWYCH PRZYKŁADÓW KOMUNIZMU STAROŻYTNEGO (PISM FILOZOFICZNYCH), JAK RÓWNIEŻ KOLEJNYCH JEGO ETAPÓW

 

  CDN.

Standard

KOMUNIZM – CZYM BYŁ, CZYM JEST, DO CZEGO DĄŻY? – Cz. I

ANALIZA NAJKRWAWSZEJ I NAJBARDZIEJ TOTALITARNEJ TYRANII W DZIEJACH LUDZKOŚCI

 

rudowski_socjalizm_i_komunizm

 

“A JA MYŚLAŁEM ŻE TO ŚMIECI, ŻE TO GÓWNO Z NIEBA LECI, A TO SOWIECI, SOWIECI, SOWIECI …”

 

Na samym początku pragnę od razu przeprosić wszystkich, że wciąż zakładam nowe tematy na temat komunizmu. Muszę jednak stwierdzić że po kolejnych postach, wciąż mam uczucie niedosytu, wciąż myślę że o czymś nie wspominałem, że coś pominąłem, że czegoś nie dopowiedziałem, dlatego też wciąż wracam do początków, do genealogii systemu komunistycznego w którym obecnie … żyjemy. Tak, wcale się nie przesłyszeliście – wciąż żyjemy w komunizmie. No może tutaj, w Polsce i innych krajach tzw.: pokomunistycznych, komunizm przybrał inny wymiar, niż np. na zachodzie Europy, gdyż u nas są to w większości systemy w których starzy komuniści (nie żadni już tam marksiści, po prostu komuniści etatowi, czyli wszelkiego typu karierowicze i partyjniacy, dla których wstąpienie do partii – nie ma już dla nich żadnego znaczenia jakiej partii – to jest prawdziwy program “pierwsza praca”. Głąby, karierowicze, nieroby, koniunkturaliści nie widzą dziś dla siebie innej drogi na łatwe życie i zarabianie godziwych pieniędzy, niż właśnie należenie do jakiejś partii i po prostu bycie w sejmie – lub w sejmikach wojewódzkich), zblatowali się z częścią opozycji antykomunistycznej z lat 80-tych (najczęściej składającej się z ludzi, którzy za młodu, w latach 40-tych i 50-tych należeli do partyjniackich rodzin nowej, przywiezionej na sowieckich czołgach do Polski, w czasie tzw.: “wyzwolenia” – elyty. 

 

Ich ojcowie, to byli ludzie o mentalności stricte sowieckiej. Podam przykład: Mieczysław Hejman, jeden z radiotelegrafistów kierownictwa Polskiej Partii Robotniczej (czyli partii komunistycznej), jeszcze w latach 40-tych, popadł w konflikt z wykładowcą szkoły Kominternu w Moskwie. W wyniku szoku, jakiego wówczas doświadczył, zamknął się w swoim pokoju i próbował popełnić samobójstwo, ponieważ bał się, że za to mogą wyrzucić go z partii. Jak wspominała jego siostra – Eugenia Brun: “Myśmy wywalili drzwi, on leżał na kanapie i jęczał (…) Jak to, ja całe życie, całą młodość oddałem partii. Nie mam nic innego poza partią. To mnie teraz wyrzucą z partii? Ja tego nie przeżyję!“. To był właśnie typ człowieka sowieckiego, który oddany był partii wręcz fanatycznie. Dla niego (i wielu jemu podobnych, bowiem takich ludzi było bardzo wielu), partia była czymś więcej, niż tylko organizacją polityczną. Partia była symbolem czegoś ponadmaterialnego, substytutem Boga. Dla komunistów z lat 20-tych, 30-tych, 40-tych czy nawet jeszcze 50-tych – partia była Bogiem. To byli fanatycy, którzy doskonale odnaleźliby się w innych tego typu organizacjach (dlatego też Hitler stwierdził kiedyś, że najlepszym elementem, który można pozyskać dla partii nazistowskiej, są właśnie komuniści, gdyż “oni rozumują dokładnie tak jak i my“). Ludzie bez perspektyw, często z marginesu społecznego, którym partia uratowała życie, dała im sens tego życia, pozwoliła poczuć się kimś lepszym, kimś kogo inni będą się bać, a być może nawet szanować.

 

I dla takich ludzi wszelkie odstępstwa od marksizmu (lub inaczej – od totalitaryzmu), były traktowane jako potworna zbrodnia i nawet jeśli oni sami trafiali za kratki (w ramach wewnątrzpartyjnych rozgrywek), byli bici, czy wręcz torturowani aby przyznali się do najbardziej niedorzecznych, wyimaginowanych zbrodni – ogromna większość z tych ludzi sądziła że jednak coś musi być na rzeczy, że oni muszą być winni, bo skoro ich aresztowano i przesłuchiwano – to nawet jeśli wiedzieli że byli krystalicznie niewinni i nic złego (przeciwko partii czy ustrojowi komunistycznemu) nie uczynili, to jednak pojawiała się wśród nich myśl (bardzo częsta i niezwykle silna), że mimo to są winni. A dlaczego? Dlatego że partia nie może się mylić i jeśli uznano że są winni – to nawet jeśli są niewinni – należy ich ukarać. Bo partia nie może się mylić, partia jest Bogiem. Większość z nich na procesach politycznych, sama dla siebie domagała się jak najwyższego rodzaju kary, gdyż jak to argumentowali – są szkodnikami społecznymi i nie potrafili docenić tego, co patria i ustrój dla nich zrobiły. Tak właśnie było. W drugiej połowie lat 50-tych (a właściwie to już tak gdzieś od śmierci Stalina w 1953 r.), zaczęło się to zmieniać. Ludzie, którzy wcześniej (za młodu) byli fanatycznymi wyznawcami komunizmu – owszem, nadal pozostawali jego zwolennikami, ale już na bardziej praktycznych zasadach, widząc po prostu w tym korzyści dla siebie i własnej rodziny.

Zmiana pokoleniowa która następowała, czyli dzieci owych prominentnych, byłych fanatyków marksizmu-leninizmu, patrzyli na pewne fakty troszkę z innej perspektywy. Oni bowiem (w przeciwieństwie do ich rodziców), nigdy nie zaznali biedy, oni po prostu wychowali się w rodzinach, które zostały zainstalowane w Polsce i innych krajach Europy Środkowej, przez sowieckich sołdatów i nie rozumieli już tego, o czym dobrze wiedzieli ich ojcowie, a co niezwykle trafnie przedstawił Stalin w 1944 r., mówiąc do polskich komunistów: “Teraz dzięki Armii Czerwonej macie taką pozycję, że jeśli powiecie dwa razy dwa jest szesnaście, to wam ludzie przyklasną. Ale jeśli nas zabraknie, to was wystrzelają jak kuropatwy“. I właśnie taka była prawda, komuniści nie mieli w Polsce praktycznie żadnego poparcia społecznego – ŻADNEGO, o czym doskonale wiedział Stalin i o czym przekonywały się jego polskie matrioszki, gdy okazywało się że bez wsparcia Armii Czerwonej, nie dadzą sobie rady z “leśnymi bandami” – jak powszechnie określano żołnierzy podziemia antykomunistycznego, walczących przeciwko zniewoleniu własnego kraju. Komuniści mogli istnieć w tym kraju, tylko i wyłącznie dzięki poparciu Sowietów, gdyby tego poparcia zabrakło, zabrakłoby i “polskich” komunistów. 

 

I tacy właśnie ludzie, jak zmarły niedawno Zygmunt Bauman, doskonale zdawali sobie sprawę z własnej niemocy i wiedzieli że tylko dzięki “wyzwoleńczej Armii Radzieckiej” mogą wciąż rządzić w tym kraju (swoją drogą – nie razi Was używanie słowa – “radziecki“? Przecież to jest słowo sztuczne, niewystępujące w żadnym innym języku prócz polskiego i ukraińskiego. Przed wojną, w II Rzeczpospolitej słowa “radziecki” w ogóle nie używano, więcej – w ogóle nie istniało takie słowo. Mawiano albo Rosja bolszewicka, Rosja sowiecka, Sowiety albo Związek Sowiecki. Słowo “radziecki‘ pojawiło się w języku polskim oficjalnie od listopada 1945 r. jako element sowieckiej “nowomowy”, gdyż należało ocieplić – lub przynajmniej zneutralizować – negatywny wizerunek Związku Sowieckiego. Chodziło oto, że w Polsce przedwojennej – tej strasznej, faszystowskiej, sanacyjnej dyktatury Piłsudskiego, jak Rzeczpospolitą określano w Sowietach – słowo “sowiecki” było określeniem pejoratywnym, mającym niezbyt dobre skojarzenia. Należało więc zastąpić go jakimś innym słowem, które nabrałoby cech neutralnych. Wprowadzono więc słowo “radziecki“, używane zresztą naprzemiennie z określeniem: “sowiecki“, przez polskich komunistów w Związku Sowieckim od początku lat 20-tych. Z tym że oba słowa miały dla nich, w przeciwieństwie do ogromnej większości polskiego Narodu i społeczeństwa, odniesienie pozytywne. Słowo to jest jednak całkowicie sztuczne i nie występuje w żadnym innym języku, prócz ukraińskiego – również odgórnie narzuconego Ukraińcom. Zresztą jego używanie powoduje spore problemy natury lingwistycznej, jak bowiem określić obywatela Związku Radzieckiego – Radianinem? Radianem? Dziwne prawda? Dlatego też w tym przypadku wprowadzono kolejne słowo z bogatego bolszewickiego alfabetu nowomowy i zaczęto takich ludzi określać terminem – “człowiek radziecki” – He,he,he!). 

ŻADEN Z NAS NIE MÓWI “RADZIECKIE”

 

Młodzi potomkowie komunistycznych prominentów (często o żydowskich korzeniach), którzy ten ustrój wprowadzali w Polsce, nie mieli już takich skojarzeń i doświadczeń jak ich rodzice. Oni żyli bardzo dobrze (jak na standardy zniszczonego przez okupanta niemieckiego i rosyjsko-sowieckiego kraju), bardzo bogato, stoły uginały się od bogactwa potraw. Na urodziny czy inne święta (głównie partyjne), otrzymywali oni drogie prezenty, jak narty, łyżwy czy ładne zabawki. I właśnie tacy młodzi ludzie, gdy poszli już na studia, zaczęli … buntować się przeciwko polityce swych rodziców. Ale, ale kochani, to nie był w ich przypadku bunt przeciwko komunizmowi, czy ustrojowi komunistycznemu jako taki, tylko bunt przeciwko określonym ludziom czy postawom, które ci młodzi ludzie uważali za niewłaściwe. Ale niewłaściwe nie dlatego, że były to postawy komunistyczne, ale dlatego że (według ich mniemania) od komunizmu odchodziły. Przecież list, jaki 27 listopada 1964 r. wystosowały dzieci prominentnych komunistycznych aparatczyków, w osobach późniejszych twórców “Solidarności” i symboli demokracji w Polsce – Jacka Kuronia oraz Karola Modzelewskiego, który powszechnie był uważany za … pierwszy sprzeciw przeciwko komunie (prezydent Kwaśniewski, nagradzając ich Orderem Orła Białego w 1998 r. stwierdził bezczelnie: “Wy pierwsi podjęliście walkę z systemem komunistycznym”  – pierwsi!?), był w rzeczywistości … apoteozą komunizmu. Oni owszem w owym liście piętnowali błędy towarzysza Gomułki i jego kliki, ale tylko dlatego że uważali to za półśrodki i twierdzili że nie tylko nie przyspieszają one budowy komunizmu (na wzór sowiecki), ale wręcz że od niego odchodzą. 

 

Im się nie podobał nie tylko “polski komunizm” w wykonaniu Gomułki (uważali że komunizm powinien być internacjonalistyczny i całkowicie pozbawiony jakichkolwiek elementów narodowych), ale także … prywatna własność jako taka. Pragnę być dobrze zrozumianym – im nie chodziło bowiem o to (a przynajmniej nie tylko o to), że fabryki, ziemia i wszystkie zakłady przemysłowe, są państwowe, ale także o to że istnieje również drobna prywatna własność, co uważali za zupełnie niezgodne z prawdziwym “społeczeństwem marksistowskim”. Ci ludzie (bardzo powoli, ale konsekwentnie), odchodzili już od klasycznego leninowskiego marksizmu, polegającego na rewolucji, zdobyciu władzy i budowie państwa komunistycznego (czytaj – totalitarnego). Oni rozczytywali się w pracach różnych zachodnich komunistów i sądzili, że skoro już ten system socjalistyczny został wprowadzony, to teraz należy przejść do jego kolejnej fazy – czyli właśnie do budowy prawdziwego komunizmu, w którym nie ma żadnej własności prywatnej. Bardzo podobnie rozumowali w tym okresie młodzi ludzie w demokratycznych państwach Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych. Tamtejsi komuniści zaczęli odrzucać rewolucyjny model komunizmu leninowskiego, gdyż okazał się w ich oczach nieskuteczny. Nie chodzi o to że rewolucja się nie udała, tylko o to, że nie było komu tej rewolucji zrobić na Zachodzie – nie było bowiem mas.

 

Jeszcze inaczej, te masy były, byli przecież robotnicy, górnicy, farmerzy itd. Ale problem polegał na tym, że oni wcale nie garnęli się do komunizmu, więcej – im system kapitalistyczny (panujący w ich krajach) pasował, gdyż pozwalał im się bogacić własną pracą. Skoro więc nie było mas, zdolnych przeprowadzić rewolucję na model leninowski, to należało odrzucić pomysł rewolucji i zastąpić go innym pomysłem – ewolucji do komunizmu. Tylko był jeden, podstawowy problem – należało bowiem zastąpić masy rewolucyjne, masami ewolucyjnymi … tylko gdzie ich szukać? To pytanie, bardzo długo, przez lata a nawet dziesięciolecia nurtowało zachodnich teoretyków (“filozofów”) komunizmu. Gdzie znaleźć takie masy, skoro robotnicy i chłopi już nie garną się pod sztandary marksizmu. Odpowiedź przyszła dopiero w latach 60-tych XX wieku, gdy okazało się że niezwykle pomocną w tym dziele budowy nowego (“wspaniałego“) komunistycznego świata może okazać się młodzież, szczególnie młodzież akademicka. Ale tej młodzieży coś trzeba dać, aby przyciągnąć ich do lewicowej ideologii. Tylko co można im dać? Utopię! Dano im utopię – wyzwolenie od obowiązku pracy, pochwałę lenistwa i … możliwość swobodnego kopulowania, każdy z każdym. Było to prawdziwie rewolucyjne podejście, gdyż społeczeństwa Zachodu były w latach 40tych i 50-tych niezwykle konserwatywne. A teraz teoretycy zachodniego komunizmu ewolucyjnego zaczęli mówić: “Parzcie się ze sobą, kopulujcie bo to jest właśnie wasza wolność. To jest wyzwolenie z więzów niewolniczej tradycji i wszelkich konwenansów – róbcie to, bądźcie wolni. Nie musicie pracować, bo praca jest zła, jest elementem zniewolenia człowieka – wy jesteście wolni, możecie robić co chcecie“. I takie było właśnie podejście tych ludzi.

zlot-hipisc3b3w

 

6192edfabb7f3589ebdf9935a2798cc6

5487c9ed87a1b_-_femen-topless-protests

 

0003y0gia4qdobgf-c322-f4

 

Wszystko bardzo piękne prawda? Tylko zapomnieli dodać że niema prawdziwej wolności bez własności, a skoro oni tę własność zamierzają ludziom odebrać, to również i cała ta ich “wolność” jest jedynie zakamuflowaną niewolą. Ludzkie bowiem muszą jeść, a jeśli nie będą potrafili nic sami wytworzyć (bo będą się tylko bawić i kopulować), to potrzebne sobie produkty będą musieli albo ukraść komuś innemu (tym samym odbierając temu komuś jego wolność), albo też będą zdani jedynie na to, co dostaną od władzy. I taką władzę będą popierać, bo ta władza im “coś” da (nie ważne że będzie to jedynie minimum zapewniające dalszą egzystencję na podstawowym poziomie, ważne że dadzą). Ale po kolei –  wraz z odejściem od rewolucyjnej formy marksizmu, komuniści zachodni zaczęli wierzyć, że są w stanie wprowadzić system komunistyczny na drodze demokratycznej, czyli poprzez wybory. Mieli bowiem za sobą “wyzwolone” masy, którym dano możliwość swobodnej kopulacji. Tylko że zachodni teoretycy marksizmu, zapomnieli o jednej, niezwykle ważnej rzeczy, o której doskonale wiedział Karol Marks już w latach 40-tych XIX wieku. 

 

Mianowicie, że nie da się zbudować komunizmu na drodze demokratycznej. Nie dlatego że komuniści nie mogliby wygrać żadnych wyborów w państwach demokratycznych, nie oto chodziło. Marks bowiem twierdził (i miał rację), że komunizm, który wprowadzony zostanie na drodze demokratycznej – przegra. Dlaczego? Ano dlatego, że Marks doskonale wiedział o czym mówi i do czego nawołuje. Zdawał sobie bowiem sprawę, że system komunistyczny, gdziekolwiek by nie został wprowadzony, wcześniej czy później zacznie generować nędzę – powszechną nędzę. Bo taka jest logika tego ustroju (zauważcie – o czym Marks doskonale zdawał sobie sprawę) i wszędzie, gdziekolwiek istnieje system komunistyczny – tam panuje nędza. Gdziekolwiek byśmy nie spojrzeli – Korea Północna, Kuba, (Chiny są tutaj wyjątkiem tylko dlatego że swoją gospodarkę oparli na kapitalizmie), a wcześniej Związek Sowiecki, Rumunia, Wschodnie Niemcy, Polska czy inne kraje bloku wschodniego. Wszędzie panuje, lub panowała ogromna bieda i tylko prominentni aparatczycy i zwolennicy systemu partycypujący w zyskach, żyli na w miarę dobrym poziomie materialnym.

 

Skoro więc komunizm generuje nędzę, no to jak można wprowadzać komunizm środkami demokratycznymi? Przecież to nie logiczne, bowiem jeśli partia komunistyczna w danym kraju wygra wybory i zacznie wprowadzać prawdziwy komunizm, i gdy obywatele tego kraju zobaczą że żyje im się gorzej niż wcześniej, to co zrobią w kolejnych wyborach? Odeślą komunistów na zieloną trawkę (albo jeszcze gorzej). Dlatego nie ma możliwości wprowadzenia komunizmu drogą demokratyczną, tylko poprzez krwawą rewolucję (jak twierdził Marks), obalenie dawnego systemu i stworzenie … aparatu przymusu, który będzie pilnował ustroju (częściowo partycypując w jego zyskach), można utrzymać władzę. Czyli, tylko poprzez stworzenie państwa totalitarnego, możliwe jest zbudowanie komunizmu w jakimkolwiek kraju. Dzisiejsi komuniści zachodni (o których będę pisał w kolejnych częściach tego tematu), którzy opanowali większość parlamentów i organizacji pozarządowych, czy ponadnarodowych (choć oczywiście komunistami oficjalnie się nie nazywają), w tym Unię Europejską, ONZ a nawet … Watykan (“papież” Franciszek, to pierwszy w historii papież komunista – swoją drogą, choć daleko mi zarówno do protestantyzmu jak i obecnie również katolicyzmu – żadnej religii nie wyznaję jako takiej, ale tylko dlatego, że mam świadomość własnej “nieprzemijalności” jeśli mogę to tak nazwać, ale chyba większość czytelników tego bloga wie, co mam na myśli – to muszę pochwalić ostatnie kazanie pastora Pawła Chojeckiego, które oglądałem na YouTube, a w którym odniósł się on do tzw.: “10 sierotek z Aleppo” i papieża Franciszka. Pozwólcie że zacytuję słowa z jego kazania, odnoszące się do Mariana Kowalskiego i jego niedawnego uczestnictwa w programie: “Skandaliści” Agnieszki Gozdyry:

Marian powiedział bardzo trafną, mądrą rzecz, na temat tego co Gozdyra i jej podobni robią z serc i mózgów Polaków. Pani zmiękcza serca, bierze pani udział w manipulacji, by za pomocą manipulacji uczuciami, prowadzić Polaków do zguby. I mamy kolejną odsłonę – 10 sierotek i Karnowski z Sopotu (…) PiS to zło, a dlaczego? – pyta głupia sierotka. Bo papieża Franciszka nie słucha (…) Polacy już wiedzą, że Franciszek łże, jak bura świnia (…) katolicy mają już dość tego komunisty, który chce zniszczyć ostatnie resztki przyzwoitości, które zostały w tej rzymskiej organizacji, bo on jest do tej roboty wynajęty (…) Jakie sierotki przychodzą? No takie po 28 lat, które mają osiem paszportów w każdym 13, 14 15 lat. Zasiłek, kasiorka, idziemy gwałcić bo my nieletni (…) To są te sierotki, które przyjechały łupić Europę. I teraz ta banda próbuje zmiękczyć serduszka Polaków – sierotkami i Franciszkiem“. Całość poniżej (to co zaprezentowałem powyżej, w kazaniu pastora Chojeckiego, pada od 6:20):

KAZANIE PASTORA CHOJECKIEGO

 

“SKANDALIŚCI” Z UDZIAŁEM MARIANA KOWALSKIEGO

 

Tak więc wracając do tematu, dzisiejsi komuniści z Europy Zachodniej, już opanowawszy parlamenty, organizacje pozarządowe i uniwersytety, doszli do wniosku że nadeszła wreszcie pora na budowę prawdziwego ustroju komunistycznego. I właśnie tutaj potrzebne będą owe masy, które zostały wytworzone w końcu lat 60-tych, czyli zmanipulowani studenci, wszelkie organizacje grupujące kobiety (feministki), osoby homoseksualne i trans-płciowe oraz organizacje zrzeszające osoby innego koloru niż biała (głównie chodzi o osoby czarnoskóre). Oni wszyscy (albo przynajmniej w ogromnej większości) stanowią kandydatów na potencjalne komunistyczne masy (co już widać, chociażby w USA i protestach przeciwko prezydenturze Donalda Trumpa). Ci ludzie są podobnie zmanipulowani, jak owi robotnicy i chłopi w Rosji, którzy pomagali komunistom w czasie wojny domowej w tym kraju. Nie pojmują bowiem, że walcząc o demokrację – niszczą ją. Ponieważ demokracja nie może istnieć w państwie komunistycznym, jeśli chce ono rzeczywiście wprowadzać swoje koncepcje. Jedynym ustrojem, jaki może funkcjonować w kraju komunistycznym, jest właśnie totalitaryzm. I oto w tym wszystkim chodzi. A co jest jednym z kluczowych elementów państwa totalitarnego? Kontrola informacji oraz język – moi drodzy. To jest bardzo ważna rzecz, o czym świadczy wprowadzanie określeń z alfabetu nowomowy (typu “radziecki”), przy jednoczesnym blokowaniu lub karaniu źródeł alternatywnych lub polemizujących.

 

I to się już właśnie dzieje w dzisiejszej Europie. We Francji wprowadzono zakaz pokazywania i promowania ochrony życia, najpierw cenzurując spoty z uśmiechniętymi dziećmi, które miały zespół Downa (a jakie było ku temu wytłumaczenie – ponieważ takie wyrażanie szczęścia, narusza spokój, sumienia kobiet, które poddały się lub pragną poddać się aborcji). Czyli zakaz. W Stanach Zjednoczonych znów wróciła “wojna o toalety”, gdzie promuje się mężczyzn (którzy przebiorą się w damskie stroje i zaczną twierdzić iż są kobietami), aby korzystali z damskich ubikacji. I zauważcie, feministki w tym momencie (podobnie zresztą jak w sprawie gwałtów muzułmanów na europejskich kobietach), milczą. Jeśli ktokolwiek sądzi jeszcze, że feminizm jest ruchem, który ma na celu wyzwolić kobiety, to musi go chyba bardzo głowa boleć, gdyż feminizm NIGDY nie służył kobietom, a jedynie samym (i to przede wszystkim tym ze świecznika)feministkom, głównie radykalnym. Innymi słowy, feminizm ma tyle wspólnego z kobietami co “papież” Franciszek z nauką Jezusa Chrystusa. Bardzo ładny, kolorowy dywanik, pok którym zagnieździło się robactwo – oto kwintesencja dzisiejszego feminizmu, katolicyzmu (również, a może przede wszystkim protestantyzmu), demokratyzmu, liberalizmu etc. etc. Wszystko to sprowadzić można do jednego określenia: komunizm ewolucyjny.

 

WIĘCEJ NA TEN TEMAT NAPISZĘ

W KOLEJNYCH CZĘŚCIACH

 

CDN.

Standard

CENZURA, PROMOCJA GENDER, HOMOPROPAGANDA I FEMINIZM W FILMACH I SERIALACH – Cz. I

LEWACKA PROPAGANDA W WALCE O

“SZCZĘŚCIE LUDÓW MIAST I WSI”

 

komunizm

 

Ten temat zamierzam poświęcić kwestii propagandy i cenzury (często autocenzury) w filmach i serialach, które albo już powstały, albo dopiero co wchodzą do kin. Temat ten jest niezwykle szeroki i doprawdy trudno jest przejść “z marszu” do suchego wymieniania filmów pod względem promocji określonej (“z góry słusznej” – jak twierdzili komuniści a za nimi dzisiejsi lewacy) wizji świata i człowieka. Dlatego pozwolę sobie poświęcić (być może trochę przydługawy) wstęp, wyjaśnieniu pewnych kwestii związanych z ideologią gender, feminizmem, opowiem także coś niecoś o historii filmu (mam tutaj na myśli historię cenzury światopoglądowej, czyli jak zmieniały się trendy i który z nich jest dziś obowiązującym). Przyznam się szczerze że niechętnie podejmuję się tego tematu, gdyż film zawsze chciałbym analizować pod względem zawartości artystycznej a nie ideologicznej, ale niestety – żyjemy w takich czasach, że pewnych sytuacji po prostu ominąć się już nie da. A czasy są o tyle ciekawe, że dziś już wcale nie trzeba żadnego odgórnie wyznaczonego urzędu cenzorskiego, który będzie nam mówił co należy, a co nie należy pisać. Taki urząd jest zbyteczny, ponieważ dziś już sami twórcy dokładnie wiedzą co należy usunąć lub co należy dodać do filmu bądź serialu, aby nie narazić się na jakiś ideologiczny zarzut, ze strony szermującej polityczną poprawnością (marksistowskiej) liberalnej lewicy. 

Dziś już wszyscy wiedzą, że do gry komputerowej, której fabuła toczy się w średniowiecznych Czechach, należy dodać jakieś czarnoskóre postaci. I nie ma już żadnego znaczenia fakt, że jedyni czarnoskórzy, których w tym czasie można by było spotkać w husyckich Czechach – to byliby jacyś jeńcy, którzy (cudem) dostali się do husyckiej niewoli. Nie ma znaczenia że dodanie do gry, osadzonej w takich realiach historycznych czarnoskórych postaci, byłoby zaprzeczeniem historyczności jej fabuły – lewackich cenzorów to już nie interesuje – ma być i koniec. Inna kwestia to promocja rozbuchanego homoseksualizmu w najróżniejszych (głównie zachodnich) produkcjach filmowych. Dziś już nie wyjdzie żaden wielki, kasowy hit, w którym nie byłoby jakiegoś odniesienia do homoseksualizmu. Podobnie jest z feminizmem. Promuje się postawy, pokazujące ciapowatych mężczyzn, takich maminsynków którzy nic nie potrafią i niczego do związku nie wnoszą. Tacy mężczyźni oczywiście nie stanowią dla kobiety żadnego wyzwania, gdyż każda kobieta (każda!), chce się czuć kochana i bezpieczna w związku ze swym mężczyzną. Jeżeli zaś on nie potrafi jej tego zapewnić (bo na przykład myśli cały czas o sobie, lub … sam potrzebuje opieki z jej strony), to wcześniej czy później ona go po prostu zostawi. Odejdzie. Bo jej do niczego nie potrzebne jest duże dziecko, maminsynek lub zapatrzony w siebie adonis, ona bowiem pragnie ciepła, miłości i oczywiście poczucia bezpieczeństwa (o tym pisałem już w innych tematach). 

Mężczyzna, który nie stanowi dla kobiety wyzwania, który nie potrafi przemóc jej często prowokacyjnych gestów lub fochów, który nie potrafi nawet niekiedy przełożyć ją przez kolano i spuścić lanie na gołą pupę, nie jest w jej oczach godnym, by stać się ojcem jej dzieci. Jest bowiem takim ciamajdą, ciapciakiem, którym to ona musi się opiekować i którego to ona musi prowadzić za rączkę przez życie (oraz chuchać i dmuchać aby się przypadkiem duże dziecko nie przewróciło i nie zrobiło sobie jakiegoś kuku). A właśnie taki mamy obraz współczesnych mężczyzn, promowany w filmach, serialach, mediach a nawet w kolorowej prasie. Nic dziwnego że kobiety promuje się teraz na takie prawdziwe liderki, które (nie mając żadnego wsparcia w swoim mężczyźnie), same muszą się ze wszystkim zmagać. Po co im więc facet? Aby go niańczyć? To już lepiej związać się z … drugą silną kobietą – prawda? I taki też jest medialny przekaz (choć zdecydowanie główny nacisk postawiono na promocję męskiego homoseksualizmu). Oczywiście nie wszystkie kobiety to lesbijki, ale dla tych też można znaleźć coś ciekawego. Skoro twój mężczyzna jest zwykłym, pospolitym ciamajdą i ofiarą losu … powitaj uchodźców. Zobacz jakie to są chłopy, jak dęby, a każdy płynie tutaj z potężnym i niewykorzystanym ładunkiem w swych lędźwiach. To są prawdziwi mężczyźni, a nie te błazny które was otaczają. I oto właśnie chodzi, aby kobiety tak myślały. I przyznać się muszę – jest to w jakiś sposób kierunek skuteczny, jeśli chodzi o kobiety.

 

tumblr_mdmwtfcxpm1rqsap3o1_1280

 

Jakiś czas temu napisałem że uważam iż większość z tych (ponad 90 proc. kobiet wśród) witających przybywających do Europy “kardiochirurgów”, kieruje się nie rozumem, a właśnie popędem seksualnym i chucią – czyli innymi słowy, na wspomnienie o “czarnych księciuniach Orientu“, mają prawdziwy kisiel w majtkach. Dziś wychodzi na światło dzienne coraz więcej faktów, świadczących że miałem rację, dokonując tak niepopularnego zestawienia (i za co się mi oberwało na kilku forach). Otóż bowiem zarówno w Calais (jak i w innych obozach dla uchodźców), proceder oddawania się lewackich wolontariuszek i aktywistek “biednym uchodźcom”, był powszechny (choć zamiatany pod dywan przez mainstreamowe media). Ukoronowaniem tego zaś jest afera romansowej z udziałem Brytyjki – Clare Moseley (założycielki fundacji “Care4Calais“, zajmującej się pomocą dla uchodźców w tzw.: “Dżungli” w Calais), 46 -letniej żony i matki, oraz jej dwadzieścia lat młodszego tunezyjskiego kochanka (swoją drogą zauważyliście że ostatnio o tych Tunezyjczykach jakby się zrobiło głośniej? To przecież Tunezyjczyk rozjechał tirem spacerowiczów w Nicei, to Tunezyjczyk uczynił to samo w Berlinie – gdzie podjął z nim straceńczą, choć jak widać skuteczną walkę – polski kierowca Łukasz Urban, to Tunezyjczyk zamordował w Ełku 21-letniego Daniela i wreszcie teraz także Tunezyjczyk okazuje się głównym bohaterem tego ponurego, miłosnego dramatu) – Mohameda “Kimo” Bajjara (który, podając się za Syryjczyka, “uciekającego przed wojną“, najpierw poślubił pewną – również starszą od siebie – Brytyjkę, którą w konsekwencji okradł na kilka tysięcy funtów. Dziś kobieta … wystąpiła o rozwód). 

 

KIMO I JEGO PIERWSZA WYBRANKA

2604619-main_image

Potem wdał się w gorący romans z panią Molesey, która tak zaangażowała się w pomoc “uchodźcom”, że zapomniała o własnym mężu i dzieciach, którzy zostali w Anglii. Uczyniła go ona swym ochroniarzem i prywatnym asystentem. Cały czas dawała mu też duże sumy pieniędzy, które on ponoć wysyłał “biednej rodzinie w Afryce”. Z czasem jednak kobieta nabrała podejrzeń i przestała mu dawać takie sumy, a wówczas on zaczął ją szantażować że ujawni ich romans i jej małżeństwo (mogła tu wiele stracić) przestanie istnieć. Zrozpaczona kobieta postanowiła sama o wszystkim publicznie opowiedzieć i prosić męża o wybaczenie za zdradę. Ale (ha-ha-ha), szybko okazało się jednak, że znów zaczęła myśleć nie głową a … kisielem, który miała w majtkach. Po jakimś czasie znów wróciła do Kimo. Na razie ich związek trwa, ciekawe tylko jak długo. Jeśli pani Molesey przestanie płacić rachunki za Kimo i dawać mu pieniądze za nic nierobienie prócz “czyszczenia jej kanału“, to pan Kimo może się zdenerwować i pani Molesey poważnie obić twarzyczkę. W końcu tam, skąd pochodzi to element jego kultury – jak wytłumaczyliby go wszyscy “postępowi” lewacy. Tak więc drogie zwolenniczki muzułmańskich nachodźców, jeśli was swędzi cipka na myśl o “czarnoskórych księciuniach” z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, to powiedzcie to oficjalnie, miast dorabiać do tego jakąś pomocową ideologię “biednym, uciekającym przed wojną uchodźcom”. 

 

CLARE MOLESEY

994

 

A WRACAJĄC DO TEMATU – CHCIAŁBYM ZACZĄĆ OD WYJAŚNIENIA POJĘCIA I CAŁEGO ZJAWISKA, JAKIM JEST IDEOLOGIA GENDER

 GENDER

(Co to do cholery jest?)

 

the_new_family_by_eves_rib-d2vejah

 

Czym jest gender? W skrócie (w takim bardzo dużym skrócie) jest to po prostu płeć społeczna, kulturowa lub psychiczna, której pojęcie zostało wprowadzone by odróżnić ją od płci biologicznej (po angielsku – “sex“). Gender jest od początku do końca wymysłem lewackiej ideologii, nie ma też żadnego naturalnego uzasadnienia ani zakorzenienia. Gender bowiem ściśle wiąże się z feminizmem (szczególnie tym radykalnym) i jego postulaty, są jednocześnie wypadkową wcześniejszych postulatów feministek. Feminizm bowiem także jest dziełem lewackiej, komunistycznej myśli i jego głównym założeniem jest ciągła, wzajemna i nieustająca walka płci. Kobiety od wieków walczą z mężczyznami a mężczyźni z kobietami – cały czas walczą (przypomina mi się dawne stwierdzenie Drozdy jeszcze z lat 80-tych, w których opisywał on jak to milicja obywatelska, prokuratura, sanepid i inne urzędy, cały czas walczą o dobro obywatela – “Wy tu sobie siedzicie, a oni tam walczą … tylko wroga na razie nie widać“). I tak samo jest właśnie z feminizmem – ciągła, nieustająca walka płci. Feminizm jest więc dziełem komunistycznym, dziełem zrodzonym w bolszewickich głowach, gdzie komunistyczne pojęcie “walki klas“,zostaje zastąpione przez “walkę płci” (a w przypadku innego bolszewickiego tworu – nazizmu przez “walkę ras“). Zauważmy że feminizm tworzyli ludzie o przekonaniach lewicowych (jeśliby nie powiedzieć komunistycznych), tzw.: “pożyteczni idioci” Moskwy na Zachodzie (ewentualnie agenci, choć raczej stawiałbym na tych pierwszych, przy początkowym zainicjowaniu procesu przez tych drugich).

Już w 1884 r. przecież Fryderyk Engels pisał (“Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa“): “W historii za pierwszorzędny antagonizm należy uznawać antagonizm między kobietą i mężczyzną w monogamicznym małżeństwie, a za pierwszorzędny ucisk – ucisk kobiety przez mężczyznę“. Tak się właśnie zaczęło. Zaczęto coraz silniej promować ideologię ucisku i męskiej przemocy wobec kobiet (tak jakby zapomniano że kobiety również stosują przemoc wobec mężczyzn – choć głównie jest to przemoc psychiczna). Wszystko zaś opierało się na całkowitym ateizmie (wiarę w Boga należało totalnie odrzucić, jako demotywującą i odciągającą “masy” od ich głównego celu – czyli permanentnej walki wszystkich ze wszystkimi). Należy też od razu dodać, że ogromny wpływ na twórczość Engelsa wywarł Karol Marks (którego on całe życie utrzymywał), a na Marksie znów gorący ideolog socjalizmu – Moses Hesse, którego ten poznał w 1841 r. Odtąd Marks stał się zagorzałym ateistą (czy tylko ateistą, istnieją bowiem przesłanki że pod wpływem Hesse’a zaczął on praktykować … satanizm) i tak pisał o Bogu: “Tak więc Bóg wydarł mi moje wszystko, w nieszczęściach, ciosach losu. Te wszystkie jego światy rozwiały się bez nadziei powrotu. I nie zostaje mi nic od tej pory, jak tylko zemsta. Chcę sobie zbudować tron na wysokościach. Jego szczyt będzie lodowaty i gigantyczny. Jego wałem ochronnym będzie obłąkańczy strach, jako szczyt najczarniejszej agonii. A kto podniesie na ów tron swój zdrowy wzrok, odwróci się od niego blady i milczący jak śmierć. Wpadnie w pazury ślepej, dreszczem przejmującej śmiertelności, aby jego szczęście znalazło grób“. Natomiast żona Marksa – Jenny von Westphalen, zwracała się do niego: “Najwyższy kapłanie i biskupie dusz“. Inne pisma Marksa są też interesujące i zaprzeczają (według mnie) jego ateizmowi, a raczej sugerują iż był on wyznawcą szatana: “Tańczę taniec śmierci (…) Lecz ja mam siłę gnieść was moimi ramionami i miażdżyć was (ludzkość), z siłą huraganu, podczas gdy nam wspólnie otwiera się przepaść rozwarta w ciemnościach. Zatoniecie aż do głębin. A ja pójdę z wami śmiejąc się“.

Następnie pałeczkę feminizmu podjęła Margaret Sanger (komunistka – aborterka – nazistka i zwolenniczka mordowania “podludzi”). Po niej zaś (nie)sławetna Simone de Beauvoir (autorka feministycznej biblii z 1949 r. – “Drugiej Płci“, zagorzała komunistka), która zasłynęła chociażby tym stwierdzeniem: “Kobiety nie powinny mieć możliwości wyboru pozostania w domu i wychowywania dzieci, ponieważ gdyby taka możliwość naprawdę istniała, zbyt wiele kobiet skorzystałoby z niej“. W tym jednym jej zdaniu (w którym powiedziała prawdę), zawarty jest cały bezsens ideologii feminizmu, bo skoro kobietom stwarza się warunki aby zmieniły dotychczasowe życie (często się je wręcz do tego namawia – m.in.: właśnie poprzez produkcje filmowe i seriale), aby zostawiły dom, dzieci, często męża i podjęły się jakiejś pracy, to jeśli tylko mają one wybór pozostać w domu i nie pracować – to z niego skorzystają (oczywiście nie wszystkie kobiety, ale z 90 proc. z pewnością). A jeśli tak jest, to znaczy że cała ta ideologia feministyczna nie jest warta funta kłaków. Kobiety wolą bowiem wybrać stabilizację i bezpieczeństwo w domowych pieleszach, niż niepewność i ciągłą walkę na rynku pracy. Dlatego nie wolno kobietom pozostawić takiej możliwości wyboru (zaznaczam – WYBORU, a nie odgórnego nakazu), gdyż w ogromnej większości skorzystają z tej właśnie opcji. I cała rewolucja, cała ta odgórnie pompowana walka płci i ciągły konflikt z mężczyznami – pójdzie się za przeproszeniem walić, tak jak w 1920 r. walić się poszła próba eksportowania komunizmu (leninowskiego) na Zachód Europy, gdy Marszałek Piłsudski i Wojsko Polskie wsadziło im ten ich “płomień rewolucji” tak głęboko w odbyt, że jeszcze dwadzieścia lat później nie mogli się z niego otrząsnąć.

 

fight_the_bolshevik_by_janboruta-d5ivt2j

 

Kobiety jednak w ideologii komunistycznej (czyli również feministycznej, bo należy pamiętać że ruch sufrażystek nie był tworzony przez komunistów i lewaków. Tam kobiety naprawdę walczyły o swoje prawa obywatelskie, i co ciekawe to organizacje sufrażystek, tworzyły kobiety po pierwsze bardzo religijne (w dużej mierze były to katoliczki), a po drugie związane z prawicą, a nie lewicą (nawet tą socjalistyczną). Bowiem (we Francji na przykład) to właśnie lewica sprzeciwiała się uzyskaniu przez kobiety praw politycznych aż do 1946 r. (a zauważcie jakie dziś jest przekłamanie w mediach i filmach, opowiadających o kobietach walczących o swoje wyborcze prawa). Czyli podsumujmy – pierwszy komunistą, który w swych założeniach chcąc przebudować świat od nowa, upatrywał największego wroga przede wszystkim w rodzinie, jako spoiwie łączącym przeszłość i przyszłość, jednoczącym ludzi i pozwalającym im działać dla wspólnego dobra własnego rodu – był Fryderyk Engels. Postulował on wyrwanie kobiety z domu (“spod władzy męża“), oraz likwidację ról społecznych, która miała się dokonać po zniszczeniu modelu rodziny. Kobiety miały więc być inaczej wychowywane, tak aby stworzyć nowego człowieka – marionetki wyobcowanej z własnej rodziny, z własnego narodu, z własnej społeczności, zdanej tylko na łaskę i niełaskę “architektów” tego nowego świata, która nie mając w niczym oparcia i zdana tylko na własne siły – byłaby doskonałym przykładem niewolnika komunistycznego Nowego Wspaniałego Świata.

Oczywiście nim Engels przedstawił swoje koncepcje w 1884 r. wcześniej czerpał on z badań innych naukowców (badających np. kultury pierwotne), lub teoretyków socjalizmu takich jak: Karol Darwin (autor: “O powstawaniu gatunków” z 1859r. , czyli teorii ewolucji, a w wolnym tłumaczeniu: “od glizdy do słonia“, w którym postulował że człowiek to nic innego jak “rozumna małpa“), Johann Jakob Bachoffen (autor “Matriarchatu” z 1861 r. w którym twierdził że pierwsze cywilizacji na Ziemi były rządzone przez kobiety), Lewis Henry Morgan (autor: “Społeczeństwa pierwotnego” z 1877 r. w którym opisywał społeczności amerykańskich Indian), oraz August Bebel (autor: “Kobiety i socjalizmu” z 1879 r. w którym wykazywał zbieżność prymitywnego matriarchatu z socjalizmem). Prócz tego jednego “dzieła” Engelsa, w tym okresie nie ma innych podobnych autorów, którzy głosiliby konieczność likwidacji rodziny i wyrwania kobiety z “męskiej opresji“. gdyż (jak już wspominałem), kobiety w tym czasie – sufrażystki – walczyły o uzyskanie praw wyborczych, a nie o ideologiczne rewolucje demolujące społeczeństwo. Mimo to wkrótce znalazły się i takie kobiety, które podniosły to “zatrute jabłko” Engelsa. Taką właśnie kontynuatorką była anarchistka – Emma Goldman (chciała zostać prostytutką, aby zdobyć środki na walkę rewolucyjną), która była gorącą zwolenniczką rozerwania rodziny jako takiej i utrzymywania jedynie przygodnych stosunków seksualnych, pozbawionych większego spoiwa uczuciowego. 

Jej uczennicą została właśnie Margaret Sanger (która pod wpływem Goldman odmówiła swemu mężowi wypełniania obowiązków małżeńskich, a także przestała zajmować się dziećmi, oddając je innym osobom na wychowanie). Stała się zwolenniczką wolnego seksu, kontroli urodzeń, była też zagorzałą komunistką, rasistką (postulowała “likwidację” wszystkich ras podludzi“). W 1914 r. założyła miesięcznik “Zbuntowana kobieta” a od 1917 r. “Przegląd kontroli narodzin“. W październiku 1916 r. założyła pierwszą w USA, nielegalną klinikę “kontroli narodzin” (Nowy Jork). W 1922 r. wydała książkę pt.: “Sworzeń cywilizacji“, która mogłaby być poradnikiem naukowym dla niemieckich nazistów, bowiem opisywała tam co należy uczynić z “niższymi rasami” i jak najskuteczniej je “likwidować“). Była tak zdeterminowaną zwolenniczką upadku tradycyjnej rodziny, że postulowała wręcz ich fizyczną eksterminację, tak jak jej słowa na temat rodzin wielodzietnych: “Najbardziej miłosierną rzeczą, jaką duża rodzina może zrobić dla swych dzieci, to zabić je“. Wkrótce zaczęła głosić konieczność aborcji na żądanie. W latach 50-tych i 60-tych XX wieku wypowiadała się z entuzjazmem o polityce “jednego dziecka” w komunistycznych Chinach.

 

MARGARET SANGER

(KOBIETA KTÓRA MOGŁA UCZYĆ HITLERA 

JAK “LIKWIDOWAĆ PODLUDZI”)

f98498b1d051c643

 

Należy przypomnieć że ta polityka spowodowała ogromne tragedie dla wielu rodzin i masowe mordowanie dziewczynek, gdyż urodzenie chłopca bardziej się opłacało, jako że syn był w stanie zapewnić rodzicom na starość opiekę i utrzymanie, a córkę trzeba było wydać za mąż i … jeszcze zapłacić panu młodemu że zechce ją wziąć. Dlatego też dochodziło do zabójstw noworodków płci żeńskiej po urodzeniu, lub – w czasach nam już współczesnych – gdy rodzice poznawali płeć dziecka, dokonywali aborcji w przypadku gdy miała się urodzić dziewczynka. Efekt? Efekt jest tak, że dziś w Chinach żyje aż … 20 milionów mężczyzn, którzy nigdy nie będą mieli możliwości ożenienia się – no chyba że wybuchnie wojna i ruszą oni na podbój innych ziem, przy okazji gwałcąc i porywając tamtejsze kobiety. Notabene, już teraz część bogatszych Chińczyków sprowadza sobie kobiety z Korei Północnej, albo opłacając im ucieczkę z tego piekła, albo też chroniąc przed władzami i … wykorzystując jak swoje prywatne niewolnice – zarówno do obowiązków domowych jak i seksu, gdyż deportowanie takich kobiet, a gdyby wpadły w ręce chińskich władz, musiałyby zostać deportowane do kraju – czekałaby ich potworna śmierć w obozach zagłady Korei Północnej. Wolą więc siedzieć cicho i służyć swym chińskim nowym panom jako ich niewolnice. Tak się właśnie dzieje, gdy człowiek próbuje w czymś zastąpić Boga i wprowadza swe chore, ideologiczne twory “Nowego Wspaniałego Świata“.

W tym samym czasie po wybuchu rewolucji komunistycznej w Rosji w 1917 r. swoje stanowisko wobec płci, małżeństwa i “męskiej dominacji” przedstawiały takie kobiety jak: Klara Zetkin (niemiecka komunistka), postulująca kwestię wyzwolenia kobiety z “okowów małżeńskiej przemocy” i wolnego, niezobowiązującego seksu (Lenin traktował ją powierzchownie, a nawet … wyśmiewał się z niej, mawiając: “Jesteście obrońcą dla Waszych towarzyszek i Waszej partii“, choć podobała mu się koncepcja rozbicia rodziny, jako elementu poddania człowieka permanentnej kontroli państwa sowieckiego), oraz seks-komisarz (jak ją ironicznie nazywano) – Aleksandra Kołłontaj, która również była gorącą zwolenniczką wolnej miłości i rozbicia rodziny. Pisała na przykład: “Kobieta nie zaprzecza swojej “żeńskiej naturze”, nie odwraca się od życia i nie odrzuca ziemskich przyjemności, którymi rzeczywistość z uśmiechem obdarza każdego, kto ich pożąda“. Nieskrępowany, pozbawiony jednak głębszego uczucia seks, był podstawą jej działalności politycznej w Związku Sowieckim. W 1919 r. wydała książkę: “Nowa mentalność a klasa robotnicza“, w której zdecydowanie opowiadała się na stanowisku wyzwolenia kobiety z dotychczasowych “więzów” i propagowanie przez nią wolnej miłości z wieloma partnerami. Opowiadała się także za legalizacją homoseksualizmu i nadaniem mu takich samych praw, jakie posiadają osoby heteroseksualne. I tak się stało w 1922 r. gdy nowy kodeks karny Związku Sowieckiego, całkowicie dekryminalizował homoseksualizm i uznawał go za coś naturalnego (ten kodeks pomagała tworzyć właśnie pani Aleksandra Kołłontaj). Lenin, choć nie protestował przeciwko tym zmianom, zalecał (a za jego przykładem inni), jednak nierozgłaszanie tego w społeczeństwie, aby “nie powodować zgorszenia w społeczeństwie sowieckim“. 

Aleksandra miała bardzo wysoką pozycję w systemie władzy sowieckiej w Rosji, począwszy już od listopada 1917 r. czyli od wybuchu Rewolucji. Miała też bardzo wielu kochanków (nawet ponoć wśród królów państw, do których oficjalnie przyjeżdżała). Stanęła na czele specjalnego ministerstwa do spraw kobiet, zwanego “Żenotdzieł” powołanego przez nią nieoficjalnie (z trzema innymi paniami – Nadieżdą Krupską i Inessą Armand) już 16 listopada 1918 r. a oficjalnie rozpoczął działalność we wrześniu 1919 r. I to właśnie dlatego że stanęła na czele tego ministerstwa, nazywano ją ironicznie seks-komisarzem. Jej pozycja zaczęła jednak słabnąć po śmierci Lenina 21 stycznia 1924 r. Stopniowo była izolowana od najważniejszych informacji i wpływu na władzę. Z początkiem 1930 r. Żentodzieł został zlikwidowany przez Stalina, a jakiekolwiek dalsze nawoływania do wolnej miłości mogły się skończyć do jego autora wywózką na daleką Syberię, do obozów nieludzkiej pracy, gdzie zdychało się (bo nawet nie umierało) głęboko pod ziemią w potwornym mrozie. Aleksandra od tej chwili zamilkła i przestała zajmować się polityką – to ocaliło jej życie. Zmarła w 1952 r. jako 80-letnia staruszka. Natomiast w grudniu 1933 r. homoseksualizm, po jedenastu latach ponownie stał się ściganym przez prawo sowieckie wynaturzeniem.

 

ALEKSANDRA KOŁŁONTAJ

200px-alexandra_kollontai

Mimo to ani Goldman ani Sanger, ani Zetkin ani Kołłontaj nie pozostawiły po sobie (anty)dzieła, na miarę Engelsa – uczyniła to dopiero w 1949 r. Simone de Beauvoir swoja “Drugą płcią“. Ona jednak opierała się nie tylko na ich doświadczeniu, ale również na doświadczeniach “Szkoły Frankfurckiej“. To o czym mówił Engels, Goldman i Sanger, było w dużej mierze traktowane przez zachodnie społeczeństwa jako niegroźny, ale dziwny a nawet głupkowaty odchył od normy – nic poza tym – ot, po prostu, grupa dziwaków maja takie wybujałe wyobrażenie. Ale po wybuchu Rewolucji w Rosji i wdrożeniu tych ideologicznych założeń w jednym państwie, w którym zwyciężył komunizm (będącym jednocześnie czymś w rodzaju “szczura doświadczalnego” dla komunistów w innych krajach), zaczęto analizować wszelkie za i przeciw. To co się udało i to co się nie udało. Okazało się jednak że większość założeń pani Kołłątaj i skupionych wokół niej komunistów na temat płci i seksualności – po prostu się nie powiodła. Zresztą jak i cały ten komunizm, który miał zostać eksportowany na Zachód na bagnetach Armii Czerwonej, no ale … ta cholerna Polska znów stanęła okoniem, znów przeszkodziła u “unowocześnieniu Europy i Europejczyków”, we wprowadzeniu ideologicznych założeń, które dla ich autorów były jak najbardziej słuszne (bez względu na hektolitry krwi, które trzeba będzie przelać i stosy ciał z którymi trzeba będzie coś zrobić – bo przecież koncepcja “światłych” jest słuszna, tylko ludzie są na to za głupi, ludzie nie dorośli, ludzi więc należy się pozbyć). Polska, ta ciągła zawalidroga i przeszkoda “gruntownej przebudowy świata”, znów przeszkodziła w eksporcie rewolucji do Europy Zachodniej. No cóż, należy więc zbudować komunizm na Zachodzie od podstaw (czerpiąc oczywiście wzorce z już przebytych doświadczeń). I tak właśnie zaczął się prawdziwy zachodnioeuropejski komunizm. 

 

feminist-sansi

Vengaboys

CDN.

Standard